Ostatnie trzy dni spędziliśmy na błogiej i sielankowej wyspie Isla Mujeres. Było to idealne miejsce do totalnego relaksu i nic nie robienia. A że wcześniejsze dni były dość intensywne, ponieważ nie chcieliśmy tracić czasu na bezowocne leżenie plackiem na plaży, dlatego postanowiliśmy zakończyć naszą pierwszą podróż do Meksyku akcentem typowo urlopowym.
Dlaczego było to idealne miejsce na relaks?
Po pierwsze ze względu na właśnie takie widoki jak na zdjęciu poniżej. Biały piasek i lazurowa woda, nie pozwalają nie poczuć się jak na wakacjach.
Po drugie jest to mała wysepka, nie przytłacza i łatwo się na niej odnaleźć. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki.
Po za tym jest mnóstwo miejsc, w których można dobrze zjeść. Korzystaliśmy więc z okazji i zachwycaliśmy się meksykańską kuchnią, która bardzo nam posmakowała (w szczególności Pawłowi).
To był błogi relaks, przeplatany kąpielami w morzu, wcinaniem pyszności i wieczornymi spacerami po piasku. Idealne zakończenie.
THE END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz