Rajskie przebudzenie

Powoli podniosłam lekkie powieki. Osłupiałam. Czy ja...? Czy ja umarłam? Stałam w raju. Przede mną bezkres lazurowej krystalicznie czystej wody i błękit nieba, który opadając lekko mieszał się gdzieś w oddali z morzem. Zrobiłam krok. Powoli, by nie zburzyć widoku, który rozkosznie hipnotyzował moje oczy. Stopy zapadły się w białym miękkim pisaku. Raj?! To prawdziwy raj ! 
Rozejrzałam się raz jeszcze, obok szedł On. W uszach kołysały się soczyście - zielone palmy i leniwie dobijające do brzegu fale. Wtem motyl zatrzepotał swoimi skrzydełkami, wyostrzyłam wzrok. Było ich mnóstwo. Jedne siadały na pisaku, inne podrywały się do lotu. Tak zaczął się mój pierwszy dzień w Meksyku. Podczas cudownej podróży, której wspomnienia ożywają co chwilę.  

Przygotowanie do podróży

To nie była podróż ani długo planowana ani przygotowywana. Jeden miesiąc w zupełności jednak wystarczył, żeby przeczytać przewodnik, wyszukać informacje w sieci, zorientować się co ciekawego można zobaczyć i ułożyć wstępny plan podróży.

dzień 1 lot

Pierwszy dzień rozpoczął się wcześnie. Budzik zadzwonił o 4.oo rano (Paweł pakował swój plecak do 2.30) mimo to zerwaliśmy się na równe nogi. Byliśmy pełni energii. Przegryźliśmy sucharka, zamknęliśmy mieszkanie i zaczęło się. Na ulicach Antwerpii było ciemno i pusto kiedy nasza dwójka wędrowała w kierunku autobusu z dużymi plecakami wypchanymi wszystkimi niezbędnymi rzeczami. Przez drogę na lotnisko w głowie szalała wyliczanka: Paszport? Jest! Szczoteczka? Jest! Płetwy? Są! Aparat? Książka? Sandały? Ręcznik? Po kilku minutach przerwała ją drzemka, która skończyła się na przystanku w Brukseli.

dzień 2 Najpierw zgon potem raj

Była siódma rano kiedy obudził mnie upał. Poruszyłam ręką, była jak z waty, głowę przeszywał ból a psychikę zniechęcenie. Organizm nie rozpoczął wakacji automatycznie. Potrzebował czasu, by przyzwyczaić się do nowej strefy czasowej, innego powietrza, upału- wiedziałam o tym, ale chciałam, żeby zrobił to jak najszybciej.

dzień 3 Tulum "Nurek w Grand Cenote"

Skarbem Jukatanu są cenoty czyli rodzaj studni utworzonej w skale wapiennej. Systemy studni łączą się ze sobą tworząc długie podwodne korytarze. Pojechaliśmy do  Gran Cenote znajdującej się w okolicach Tulumu. Był ranek, pusto, żadnych ludzi, tylko my.

dzień 4 Zaręczyny w ruinach Majów

Majowie stworzyli niezwykłą cywilizację, której zgliszcza możemy obecnie oglądać w różnych zakątkach Półwyspu Jukatan w tym także w Tulumie. Ruiny miasta - państwa są jedne z najmłodszych. powstały w czasie, gdy cywilizacja Majów na południu chyliła się ku upadkowi. Wielkie centra przenoszono do mniejszych miejsc takich jak Tulum.

dzień 5 Policja w piekarniku

Proszę się zatrzymać i przygotować dokumenty do kontroli powiedzieli zdecydowanym tonem panowie z policji turystycznej. Cóż pomyślałam ... jednak widać z daleka, że jesteśmy turystami. Ledwo wysiedliśmy z lodówki na czterech kółkach a oni już nas wypatrzyli. Buenas dias! Powiedzieliśmy serdecznie... 

dzień 6 Merida gratulacje za papieża :)

Był niedzielny poranek a my dla zaspokojenia potrzeb duszy poszliśmy do kolonialnej katedry w centrum Meridy. Wychodziliśmy ze świątyni gdy nagle podeszła do nas kobieta z mężem. Zaczęła mówić. Zarzuciła na nas płachtę hiszpańkich słów, które obciążyły nas ciężarem niezrozumienia. Jej głos był serdeczny. Oczy błyszczały i widać było, że ta kobieta chce nam coś powiedzieć, coś bardzo dla niej ważnego.

dzień 7,8,9 Telchac Puerto konferencja Pawła

Na kilka dni wylądowaliśmy w hotelu typu all inclusiv. Odbywała się tam konferencja w której Paweł miał brać czynny udział. Ten czas wyjazdu wspominam jako najnudniejszy. Byliśmy zamknięci jak w złotej klatce. Obsługa przynosiła, odnosiła, sprzątała, zaścielała, podawała, zastawiała i tak w kółko. Dwa momenty były jednak inne od pozostałych: jedna mało przyjemna a druga wymarzona.

dzień 10 Salsa z Kolumbijczykiem i wymarzony wieczór

Konferencja dobiegała końca, na deser został nam już tylko bankiet pożegnalny. Oboje czekaliśmy na wyjazd z hotelu i na dalszy ciąg podróży, przygody i wysiłku. Tu wszystko było zbyt łatwe a przez to nudne. Ubraliśmy się bardziej odświętnie i poszliśmy. Wchodząc na dużą ślicznie udekorowaną salę, zobaczyliśmy okrągłe stoliki nakryte śnieżnobiałymi obrusami, przy których zasiadła śmietanka fizyczna.

dzień 11 Noclegowy kosz i religijne disco polo

Zmęczeni wysiedliśmy na dworcu w Valladoid. Upał. W którym kierunku teraz ? Może w tym. Ciężki plecak powodował, że nie miałam siły myśleć gdzie iść, po prostu chciałam się przemieszczać, żeby jak najszybciej go z siebie zrzucić. Niestety los nie był  łaskawy. Z dwóch dróg wybraliśmy złą. 

dzień 12 "Chichen Itza 7 cud świata"

Są miejsca na świecie, deptane przez miliony turystów rocznie. Ich magia jest tak mocna, że przyciąga ludzi z najodleglejszych zakątków świata. Miejsca te dla jednych są kolejnym punktem wycieczki, dla innych spełnieniem marzeń lub życiowym celem.  Chitzen Itza, które rocznie odwiedza ponad milion ludzi jest niewątpliwie jednym z takich miejsc. Ruiny pięknego miasta stworzone przez wielką cywilizację Majów zaliczono do 1 z 7 nowych cudów świata. 
Nie chcąc dzielić tego uroczego doznania z tłumem turystów zagłuszających ciszę pstrykaniem zdjęć, wybraliśmy się do niego wczesnym rankiem.

dzień 13 Valladoid

To był bardzo ciekawy dzień, zostawię go tylko w swojej głowie.





dzień 16 "Po drugiej stronie lustra"

Wyobraźcie sobie, że jesteście pod wodą. Płyniecie powoli rozglądając się dookoła. Jest dość ciemno i chłodno. Zewsząd otacza was plątanina długich korzeni mangrowców. Zaczynają swój bieg tuż przy tafli wody a kończą prawie przy dnie. Są długie i majestatyczne. Patrząc w dół widzicie brązowe dno a na nim błękitne kraby.

dzień 16 "księżycowe nurkowanie w Dos Ojos"

Po południu byliśmy umówieni ze Słoweńcem na nurkowanie w cenocie Dos Ojos. Co za pozytywny gość! Oboje miło go wspominamy. Podobnie jak nurkowanie. Wrażenia były nieprawdopodobne. Jest to jedna z najpiękniejszych jaskiń nurkowych na świecie. Jej system korytarzy jest ogromny, to co udokumentowano do tej pory to 61 km! (znajduje się  w czołówce 10 najdłuższych na świecie). 

dzień 17 "Na bezludnej plaży w odwiedzinach u pewnego Meksykanina"

"Tato jutro będziesz miał gości. Przyjedzie Gringo z żoną". Pewnie mniej więcej tak Eryk zakomunikował nasz przyjazd. Skorzystaliśmy z zaproszenia, byliśmy nim zaszczyceni. Nie pytając o szczegóły spakowaliśmy plecaki i dzień później siedzieliśmy w autobusie, który miał nas zawieźć do Los Limones.

dzień 18 Mahahual Meksykańska gościnność Carlosa

Zapraszam na śniadanie - powiedział z wyraźną nutką zadowolenia w głosie Meksykanin. Przyszliśmy i przycupnęliśmy. Na desce stojący dzbanek roztaczał przyjemny zapach czarnej kawy a na palenisku ogień nie mógł się doczekać na przyjęcie patelni z popisowym, by rzec można daniem Carlosa.

dzień 19 20 21 Isla Mujeres: Błogi the end

Ostatnie trzy dni spędziliśmy na błogiej i sielankowej wyspie Isla Mujeres. Było to idealne miejsce do totalnego relaksu i nic nie robienia. A że wcześniejsze dni były dość intensywne, ponieważ nie chcieliśmy tracić czasu na bezowocne leżenie plackiem na plaży, dlatego postanowiliśmy zakończyć naszą pierwszą podróż do Meksyku akcentem typowo urlopowym.  

Dlaczego było to idealne miejsce na relaks?
Po pierwsze ze względu na właśnie takie widoki jak na zdjęciu poniżej. Biały piasek i lazurowa woda, nie pozwalają nie poczuć się jak na wakacjach. 




Po drugie jest to mała wysepka, nie przytłacza i łatwo się na niej odnaleźć. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki.


Po za tym jest mnóstwo miejsc, w których można dobrze zjeść. Korzystaliśmy więc z okazji i zachwycaliśmy się meksykańską kuchnią, która bardzo nam posmakowała (w szczególności Pawłowi). 




To był błogi relaks, przeplatany kąpielami w morzu, wcinaniem pyszności i wieczornymi spacerami po piasku. Idealne zakończenie. 

THE END