dzień 2 Najpierw zgon potem raj

Była siódma rano kiedy obudził mnie upał. Poruszyłam ręką, była jak z waty, głowę przeszywał ból a psychikę zniechęcenie. Organizm nie rozpoczął wakacji automatycznie. Potrzebował czasu, by przyzwyczaić się do nowej strefy czasowej, innego powietrza, upału- wiedziałam o tym, ale chciałam, żeby zrobił to jak najszybciej.
Spojrzałam na Pawła nic mu nie dolegało, czuł się świetnie, zszedł na śniadanie przygotowywane przez gospodarza Erika. A ja czekałam aż odzyskam siły, po godzinie stękania, zwlekałam się z łóżka z myślą, że może na plaży poczuję się lepiej. Chwilę później znaleźliśmy się w raju. Moje złe samopoczucie minęło błyskawicznie. Przed oczami wyłoniła się plaża Paraiso. Bielusieńki piasek, soczysto-zielone palmy, lazurowa, błękitna woda. Przepiękny widok. Rozłożyliśmy się na miękkim piasku, przez dłuższą chwilę nie dowierzając własnym oczom. Wokół nas fruwały motyle co chwilę siadając leniwie na piasku, przed nami błyszczało Morze Karaibskie nad nami słońce dodające wszystkiemu pięknych kolorów. Kto stworzył to cudo ?!
...

Poleżeliśmy pod palmą i skusiliśmy się na snorkling. Maleńką łódką popłynęliśmy w miejsce załamania rafy. Wskoczyliśmy do ciepłego Morza Karaibskiego, które wyglądało jak z obrazka. Widok spod tafli wody nie był już tak optymistyczny. Zniszczenie, destrukcja, pojedyncze ryby, uszkodzone korale, połamane gorgonie. Pływając wspominałam egipską rafę i próbowałam porównać ją do tego co widziałam. Zatopiłam się w myślach, gdy nagle zobaczyłam jak bawi się przewodnik, który z nami płynął. Zabawa przypominała berka. Gdy zobaczył coś ciekawego zaczynał gonitwę. Na szczęście żółw był szybszy. I wtedy pomyślałam: jak  rafa ma nie być zniszczona, jeśli ten, który powinien być wzorem zachowania się pod wodą, robi coś takiego. Smutne, że przyroda niszczeje przez takie osoby. 
...

Cudowny dzień powoli chylił się ku wieczorowi. Siedzieliśmy na piasku ciągle nie dowierzając temu co widzą nasze oczy. Gdy nagle zjawił się on. Elegancka koszula, słomkowy kapelusz, gitara. Zapytał nie nalegając, czy życzymy sobie piosenkę. Trudno było nie skorzystać z takiej propozycji. Przytaknęliśmy znacząco. Zaczął śpiewać a jego głos płynął jak łódeczka po wodzie... Pusta plaża, szum morza, my przytuleni, zakochani i piękna romantyczna melodia. Można było się wzruszyć. Wspomnienie tej chwili pozostanie w pamięci w szufladce tych najwspanialszych. Czułam się jak w raju. 


..........





Brak komentarzy: