dzień 18 Mahahual Meksykańska gościnność Carlosa

Zapraszam na śniadanie - powiedział z wyraźną nutką zadowolenia w głosie Meksykanin. Przyszliśmy i przycupnęliśmy. Na desce stojący dzbanek roztaczał przyjemny zapach czarnej kawy a na palenisku ogień nie mógł się doczekać na przyjęcie patelni z popisowym, by rzec można daniem Carlosa.
Na pierwszy rzut oka trudno było wywnioskować co to jest, ale gdy do głosu zostały dopuszczone kubki smakowe wtedy okazało się, że to coś przypominające jajko sadzone połączone z plackiem ziemniaczanym i pomidorami. Niewątpliwie było smakowite.

kuchnia Carlosa
na pierwszym planie zmywarka na drugim kuchenka z funkcją grilla :) 
Sylvia & Carlos & Paul
po porannej kąpieli w morzu i sycącym śniadaniu

Czas spędzony z Carlosem był niesamowity. Planując naszą podróż nawet przez myśl nam nie przeszło, że zostaniemy zaproszeni do Meksykanina, gdzieś na urocze odludzie, gdzie nie spaceruje żaden turysta w klapkach i z aparatem na szyi. Zostaliśmy przyjęci jak swoi, z serdecznością, otwartością i gościnnością. Gdyby nie czas, który powoli nam się kończył zostalibyśmy u niego dłużej, bo żal było odjeżdżać. Lecz te dwa dni spędzone na rozmowach o pracy, problemach i sposobie na życie dużo nas nauczyły. :) 
(prawda Pawle?) :):) kto wie może kiedyś jeszcze się spotkamy... 

Brak komentarzy: