Powoli podniosłam lekkie powieki. Osłupiałam. Czy ja...? Czy ja umarłam? Stałam w raju. Przede mną bezkres lazurowej krystalicznie czystej wody i błękit nieba, który opadając lekko mieszał się gdzieś w oddali z morzem. Zrobiłam krok. Powoli, by nie zburzyć widoku, który rozkosznie hipnotyzował moje oczy. Stopy zapadły się w białym miękkim pisaku. Raj?! To prawdziwy raj !
Rozejrzałam się raz jeszcze, obok szedł On. W uszach kołysały się soczyście - zielone palmy i leniwie dobijające do brzegu fale. Wtem motyl zatrzepotał swoimi skrzydełkami, wyostrzyłam wzrok. Było ich mnóstwo. Jedne siadały na pisaku, inne podrywały się do lotu. Tak zaczął się mój pierwszy dzień w Meksyku. Podczas cudownej podróży, której wspomnienia ożywają co chwilę.